Grażyna Neubauer z d. Jaskulka napisała wspomnienie o swoich dziadkach. Przypominam je teraz na tym portalu.
Moi dziadkowie Helena i Wincenty Plit osiedlili sie w Jerzwałdzkiej rybaczówce po zakończeniu wojny i tam mieszkali aż do swojej śmierci. Dziadek był rybakiem i przez wiele lat sprawował funkcję brygadzisty w Gospodarstwie Rybackim Iława a babcia nigdy nie pracowała zawodowo z uwagi na to, że zajmowała się swoją liczną rodziną. Mieli dziewięcioro dzieci z czego po przeprowadzeniu się do Jezrzwałdu została ich tylko siódemka (dwoje umarło wcześniej). Jak daleko wstecz sięga moja pamięć, to dom moich dziadków wspominam jako najcieplejszy dom jaki spotkałam w swoim życiu. W domu tym panowała zawsze miłość a to za sprawą moich dziadków, którzy darzyli siebie nawzajem wielką miłością i starali się zawsze, aby przekazać to nam, swoim wnukom. Zawsze podziwiałam ich za to, że dzielnie znosili wszelkie przeciwności losu. Oni zawsze potrafili znaleźć dla siebie kilka ciepłych słów, które podnosiły ich na duchu i dodawały sił do dalszego życia. W ich domu zawsze czekał na nas kawałek pachnącej drożdżówki i osełka swojskiego masła. Dziadek nauczył mnie jak łowi się ryby a nawet nauczył mnie jak reperuje się sieci rybackie. Pamiętam, że potrafiłam godzinami siedzieć z dziadkiem w magazynie i reperować te ich sieci a przy tym słuchać opowieści o przygodach rybackich, łapaniu kłusowników i topieniu się poszczególnych rybaków. To były czasy, których nigdy nie zapomnę a wspomnienie moich dziadków pozostanie na zawsze w moim sercu i w moich myślach. Kiedy zachorowała moja babcia i nie mogła już wstać z łóżka, to mój dziadek postanowił też nie wstawać z drugiego łóżka bo jak powiedział, nie może zostawić swojej ukochanej babeczki samej. I chociaż moja babcia była bardziej chora, to śmierć jako pierwszego zabrała dziadka a ona z wielkiej tęsknoty za nim mogła przeżyć jeszcze tylko dwa tygodnie a potem połączyli się już na stałe i teraz leżą sobie razem na cmentarzu w Jerzwałdzie złączeni na wieki. To byli wspaniali ludzie. Bardzo mi ich brakuje.
Opis osób na fotografii poniżej:
Przy stole siedzą moi dziadkowie Helena i Wincenty Plit.
Przy babci siedzi wnuczka Dorota córka Ireny i Henryka Bystrzak. Z dziadkiem siedzi wnuczka Ewa i dalej Iwona i Henryka córki Urszuli (Lidzi) i Henryka z Marszelewskich. Od lewej strony stoją: wnuczka Ewa, córka Małgorzaty i Jana Piekarskich., wnuczka Danuta – córka Janiny i Bernarda Jaskulskich. Z tyłu za Danką stoi nie żyjący już syn Heleny i Wincentego Eugeniusz Plit potocznie znany jako Kazimierz. Obok niego stoi nieżyjąca jego siostra Urszula (Lidzia) .Dalej za Lidią stoi nieżyjący mój tata a zięć Heleny i Wincentego – Bernard Jaskulski. Za dziadkiem stoi ich następna córka Małgorzata oraz jej mąż Jan Piekarski i ich syn Andrzej. Poniżej Jana Piekarskiego stoi nieżyjąca już kolejna córka Heleny i Wincentego Anna Plit. Obok niej stoi jej siostra Irena- obecnie nosi nazwisko Bystrzak a za nimi z tyłu najstarsza córka Heleny i Wincentego – moja mama Janina po mężu Jaskulska z moim najmłodszym bratem Zbigniewem. Niestety na tym zdjęciu nie ma wszystkich wnuków i brakuje jeszcze jednego syna Heleny i Wincentego – Huberta, który niestety także już nie żyje.
Wincenty Plit (ur.6.05.1905-zm.28.11.1987) i jego żona: Helena z d. (ur. 30.03.1911- zm. 18.12.1987)
I jeszcze słów kilka o ojcu Grażyny>
Bernard Jaskulski (ur. 2.05.1922-zm.17.10.1999)
Mój ojciec zamieszkał w Jerzwałdzie po wojnie i pierwszym jego mieszkaniem była stancja w rybaczówce, którą zamieszkiwał mój przyszły dziadek Wincenty Plit z rodziną. Wtedy mój ojciec zajmował się rybactwem tak jak Wincenty Plit. W 1952 roku mój ojciec zawarł związek małżeński z córką Wincentego Plita, Janiną i przeprowadził się do osobnego domku nad jeziorem, który do dnia dzisiejszego stanowi nasze rodzinne siedlisko .Kim właściwie był mój ojciec? To bardzo trudne pytanie z uwagi na fakt, że był to człowiek bardzo skryty i bardzo mało mówiący. Postaram się jednak chociaż trochę przybliżyć jego osobowość. Kiedy tata skończył pracować jako rybak zatrudnił się w Zespole Składnic Lasów Państwowych w Starych Jabłonkach jako bindugowy i tam pracował aż do emerytury. Jego praca polegała na spławianiu drewna tj. zbijaniu drewna w tratwy na wyznaczonych bindugach. Była to praca ciężka i niebezpieczna, ale tata bardzo ją lubił .Często pracował w delegacjach i przyjeżdżał do domu raz na dwa tygodnie, ale jak zawsze powtarzał praca to praca i trzeba ją szanować. Mój ojciec był człowiekiem bardzo oczytanym i choć nie miał wykształcenia, to często zdarzało się, że pomagał innym sąsiadom w pisaniu przeróżnych pism do różnych urzędów. Pamiętam, że tata potrafił godzinami siedzieć i studiować encyklopedię i wiem także, że sprawiało mu to ogromną radość. Zawsze powtarzał nam, że książki to kopalnia wiedzy i należy je czytać. Dzięki niemu nauczyłam się czytać książki i to zamiłowanie pozostało mi do dzisiaj. Ojciec nauczył nas jak pomagać innym ludziom, jak szanować starszych ludzi i jak żyć, by cieszyć się tym co mamy. Dzięki niemu jestem zapaloną wędkarką i chociaż nieraz dziwi to innych ludzi, to ja bardzo się z tego cieszę. Nasza rodzina była dosyć liczna i niestety nigdy się nam nie przelewało, ale tata kładł ogromny nacisk na to, żebyśmy po podstawówce ukończyli jakieś szkoły, dzięki którym będzie nam lżej w życiu. To bardzo cenne i dzisiaj wiem, ile rodziców kosztowało to, abyśmy wyszli na porządnych ludzi. Kiedy mój ojciec zachorował to w ostatniej naszej rozmowie powiedział mi,że jest już bardzo zmęczony i chce odejść. Tak też się stało. Choroba nasilała się, a on wcale się przed nią nie bronił. Umarł po miesięcznej chorobie i odszedł na wieczny spoczynek zostawiając po sobie ciepłe wspomnienia. Zawsze będziemy o Tobie pamiętać.
I jeszcze wspomnienie Grażyny o jej młodszym bracie Wiesławie, który zginał śmiercią tragiczną w Kopalni
Wiesiu był pełnym życia chłopakiem a na jego twarzy zawsze królował filuterny uśmiech i trochę zawadjacka mina. To był jego styl, który tak bardzo do niego pasował. Miał wielu kolegów i wielkie powodzenie u dziewczyn. To czasami nas – jego siostry trochę denerwowało, ale w głębi duszy bardzo byłyśmy z tego dumne. Wiesiu kochał życie i swój ukochany Jerzwałd. Zawsze powtarzał, że będzie tu mieszkał na stałe, ale najpierw musi się trochę dorobić. To właśnie pchnęło go do pracy w kopalni, gdzie zamiast upragnionego szczęścia spotkała go śmierć. Miał zaledwie dwadzieścia pięć lat i całe życie przed sobą. Tak bardzo kochał życie i swoją młodą żonę z którą był żonaty zaledwie dwa miesiące, że aż trudno uwierzyć, że spotkało go coś tak potwornego. Kiedy rozmawiałam z nim po raz ostatni na jego weselu był bardzo szczęśliwy i powiedział mi, że od tej chwili zaczyna nowy rozdział w swoim życiu. .Jego życiu będzie teraz inne, ale na pewno bardzo ciekawe. Tak bardzo tego pragnął i niestety nigdy tego nie doczekał. Wrócił ponownie do pracy w kopalni a tam spotkała go już tylko śmierć. Teraz, kiedy odwiedzam go na cmentarzu i patrzę w jego twarz to wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego tak się stało. I chociaż tłumaczę sobie, że los tak chciał, to jednak trudno zrozumieć dlaczego to musiało spotkać akurat nas. Wiesiu mieszka na stałe w Jerzwałdzie tak jak tego zawsze pragnął a my możemy go tylko odwiedzać na cmentarzu i wspominać jego ciepły i zawadiacki uśmiech. Tak bardzo był mi bliski.
Wincenty Plit czyli, jak rozumiem, rybak Plita z Jerzwałdu, którego żak zniszczyła banda Czarnego Franka (ze złości, że nie znaleźli w nich ryb) w „Nowych przygodach Pana Samochodzika”:)
Pełen niezwykłej czułości i miłości opis rodziny Plitów z rybaczówki nad jeziorem. Krótki, szczery i piękny.
Zgadza się. Zarowno w kwestii literackiej postaci rybaka Plity, jak rownież pięknie napisanych przez jerzwaldziankę Grszynę wspomnien o swoim dziadku Wincentym Plicie i ojcu Bernardxie Jaskulskim.