You are currently viewing <strong>Władca masowej wyobraźni</strong>

Władca masowej wyobraźni

– wspomnienie o Nienackim, pióra Tadeusza Gierymskiego, zamieszczone w częstochowskim kwartalniku „Aleje 3” Nr 46 rok 2004, str. 11-14. Oto fragment dotyczący Jerzwałdu.

…Gdy stanął na nogach pod względem finansowym rozwiódł się z żoną (pisarz nigdy się nie rozwiódł), choć mieli syna i przeniósł się w zacisze mazurskie, kupując domek w małej wiosce Jerzwałd, zresztą pięknie położonej nad dużym jeziorem Jeziorak. Gdy pierwszy raz odwiedziłem go w Jerzwłdzie miał już jacht. Pamiętam, jak uczył mnie żeglować, lecz wciąż myliły mi się angielskie nazwy żagli, sznurów itp.
Dwa lata później miałem wczasy w Rynie na Mazurach. Któregoś słonecznego poranka postanowiłem odwiedzić przyjaciela w Jerzwałdzie. Autostopem. Dojechałem do miejscowości Susz. Spojrzałem w niebo. Na zachodzie gromadziły się ciemne chmury. Przemoczony, przemarznięty, zmordowany dojrzałem wreszcie wieś. Trzymając w rękach kurteczkę, koszulę i sandały dobiłem do drewnianego domu mieszczucha, który wybrał pustelniczy żywot. Zbyszek dał mi najpierw gruby szlafrok i gorącą herbatę z sokiem malinowym. Odpocząłem zanim zaczęliśmy gadać. Potem kolacja i spanie. Nazajutrz niebo wymyte deszczem było znów świeże i błękitne.
Zbyszek kończył wtedy „Mężczyznę czterdziestoletniego” (wyd. 1971). Krótka wędrówka do jeziora; pokazał mi z dumą swój jacht. Około południa pojechaliśmy do Iławy (miał dwa samochody). Stanęliśmy nieopodal dużego budynku. Liceum – powiedział  Zbyszek. – Trochę poczekamy, – dodał. Wkrótce wybiegła grupka młodzieży. Dwie licealistki widzą nasze auto, śpieszą ku nam, w biegu zdejmują z ramion czerwone szkolne tarcze. Już nie pamiętam ich imion. Wracamy do domu Zbyszka. Bachanalie trwały do północy. Następnego dnia wstałem późno. Zbyszek wołał już z ogrodu. Mieliśmy przecież pożeglować. Dwie licealistki już na nas czekały, opalając się. Leżały zupełnie nago na burcie jachtu. Byłem zawstydzony, speszony, lecz udawałem, jakby był to dla mnie widok codzienny. Popłynęliśmy. W mojej trzeciej nawigacji zauważyłem, że jak słońce zachodzi za chmurę, zrywa się bryza i wiatr silniej uderza w żagle.
Po kilku dniach do Zbyszka przybył nasz dobry znajomy, Henryk Debich, znany muzyk radiowy. Mnie natomiast Zbyszek odwiózł do Rynu, skąd zabrałem ekwipunek i pociągiem powróciłem do Częstochowy. To było nasze ostatnie widzenie.

Przeszło kilka lat. Zbyszek pisał i wydawał. Ostatnie jego książki odeszły zupełnie od tematyki młodzieżowej. „Czarny las” i „Raz w roku w Skiroławkach” wywołały niemałe zgorszenie z powodu zbyt erotycznych scen.
Nadszedł czas Solidarności, potem stan wojenny. Cenzura listów, nawet rozmów telefonicznych. uodró2 do Jerzwałdu niemożliwa. Nieoczekiwanie dowiedziałem się z prasy, że Nienacki został prezesem wojewódzkiego Związku Litera¬tów Polskich. Informacja niezbyt mnie zaskoczyła. Ot, jeszcze jeden przejaw książkowego konformizmu . Napisałem zaraz list. Zrywam z nim znajomość i wstydzę się długiej z nim przyjaźni. Kropka.
Nie wiedzieliśmy się i nie pisali do siebie aż do jego śmierci. W liceum poznałem go już w okularach, bez których bardzo słabo widział. Potem w Jerzwałdzie miał kilka operacji na oczy (odklejenie się siatkówki itp.). Zmarł nagle. Myślę, że zmiana systemu politycznego wywarła niemały wpływ na jego serce i układ nerwowy. Komunistą jednak z przekonania nie był. Jego serwilizm wynikał wyłącznie z karierowiczostwa. A jako przyjaciel był wspaniały i wierny. Zostawił po sobie kilkanaście powieści i syna lekarza.
T. Gierymski

https://znienacka.com.pl/wp-content/uploads/wpforo/default_attachments/1584270581-Gierymski-o-Nienackim-Aleje-3.pdf

Dodaj komentarz