You are currently viewing <strong>Raz w roku w Jerzwałdzie … ale nas odmalował</strong>

Raz w roku w Jerzwałdzie … ale nas odmalował

To tytuł artykułu, który ukazał się w tygodniku „Panorama” 13 grudnia 1987 roku. Próżno go szukać w bibliografiach. Ja znalazłem go dziś w jednym, z jerzwałdzkich domów. Kilka miesięcy temu Janusz Paluch opublikował na swoim FB profilu tylko same zdjęcia z tego artykułu. Widziałem to wtedy ale nie zareagowałem. Sezon koncertowy trwał a ja mocno zajęty byłem. Potem umknęło mi to.  Dopiero dziś Kazik Madela przypomniał mi o tym poście. Prawie natychmiast udałem się do kolegi z wizytą  sąsiedzką. Wypiliśmy herbatkę przy rodzinnym, dębowym stole  Aliny i Janusza, pogadaliśmy o starych czasach. Rozmowa nabrała tempa jak przywołaliśmy postać Zbigniewa Nienackiego. Gospodarz pokazał mi pożółkły już trochę egzemplarz „Panoramy”.  I oto, po prawie 36 latach ponownie możecie przeczytać wypowiedzi zarówno mieszkańców Jerzwałdu jak również samego pisarza na temat  jego najnowszej wówczas, wydanej drukiem książki  pt. „Raz w roku w Skiroławkach”. Miłej lektury.

Raz w roku w Jerzwałdzie … ale nas odmalował

U nas większość skądś przyjechała. Osiedlili się tu i nie ma dla nich ratunku. Wrośli w te strony. Czy są tacy jak w „Skiroławkach”? I tak, i nie. Ludzie mówią, że to plotkarska książka. Pan Nienacki to usłyszał, tamto zapamiętał…

Recepcjonistka w iławskim zajeździe: Jerzwałd? To tam, gdzie mieszka pan Nienacki? Trzeba iechać w kierunku Mrągowa.
Rolnik w Jerzwałdzie: Pan Nienacki? O, w tym domu po prawej stronie. Wejscia bronia dwa wielkie psy…
        Z pracy magisterskiej Elżbiety Blonkowskiej – nauczycielki: ,Jerzwałd jest niewielką wioską w dawnym powiecie morąskim, na styku historycznie ukształtowanego obszaru Powiśla i Mazur, należącego do dawnych Prus Wschodnich. Znajduje się na skraju rozległego kompleksu leśnego, na brzegu jednej z zatok ogromnego akwenu Jezioraka – piątego co do wielkości jeziora w Polsce. Trzy elementy: woda, las, dość duże obszary pól wyznaczają charakter zatrudnienia mieszkańców Jerzwałdu. Jest to wieś pracowników leśnych, rybaków
i rolników, co nie pozostaje bez wpływu na świadomość społeczną i kulturalną mieszkańców.
       

        Jerzwałd to także, o czym pani Blonkowska nie wspomina – wieś szczególna. Mieszka tu dwóch pisarzy – Jeden na stałe, drugi na przyjezdne – i znany chirurg. Jednym z pisarzy jest Zbigniew Nienacki, o którym we wsi mówią – Stary Pisarz. O drugim – Aleksandrze Minkowskim – ludzie mawiają Nowy, bo kupił dom dość niedawno. Stary Pisarz żyje w Jerzwałdzie 20 lat. Wszyscy go w bliższej i dalszej okolicy znają. Mało tego – czytali jego książki, a już zwłaszcza „Raz w roku w Skiroławkach”. Ludzie mówią: ale nas
odmałował, chociaż pisarz zastrzega się, że nie miał Jerzwałdu na myśli. Ale i tak każdy chciałby znależć w tej książce chociaż ślad swojej postaci. A Elżbieta Blonkowska powie nie bez zadumy, że to ona chyba była pierwowzorem żony leśniczego. Wszystko się zgadza poza tym, że odeszła od męża nie do malarza lecz do nikogo. Żyje samotnie z córką i nie ma zamiaru wiązać się z kimś ponownie.

      “Jerzwałd leży o 12 kilometrów od osady gminnej –  z posterunkiem MO i Ośrodkiem Zdrowia, 5 km od wsi parafialnej i 14 km od miasteczka ze stacją kolejową. Najbliższe większe miasto –  Iława – położone jest obecnie, dzięki nowej drodze, w odległości 29 kilometrów, ale ludność tradycyjnie dąży ku odległemu o 35 km Morągowi –  dawnej siedzibie powiatu” – czytamy w jej pracy.

      W takiej oto wsi, rozpostartej wzdłuż asfaltowej szosy zamieszkał Zbigniew Nienacki, w domu na pierwszy rzut oka niepozornym, z dużym podwórzem, dwoma psami  dogami-arlekinami  –  wielkimi jak cielaki i łagodnymi jak baranki. Leda i Robin nastawione
przyjaźnie do całego świata są jednak w swoich karesach groźne, nie mają wyobraźni co do swojej siły. To one pierwsze powitały nas przy bramie, po czym gospodarz wprowadził nas do domu, pełnego drewnianych ław, kufrów, rzeźb ludowych i tej specyficznej atmosfery, jaką daje praca twórcza, spokoju, książek, porozkładanych maszynopisów.

        … Jestem łodzianinem z dziada pradziada. Może to atawizm spowodował, że się z miasta wyprowadziłem. Żawsze chciałem żyć na wsi, od dzieciństwa. Kiedy więc otrzymałem większe honorarium, które mogło wystarczyć na to, bym mógł kupić dom na wsi…

Kosztował 70 tysięcy. Miałem 50, 20 pożyczyłem. Znajomi na pewno uważali tę wyprowadzkę za rzecz ryzykowną. Pracowałem w łódzkich „Odgłosach”, ale zdawałem sobie sprawę, że jestem zawodowym pisarzem, że będe musiał czerpać ze swojej biografii, a specjalnie ciekawa ona nie jest. Kiedy więc napisałem kilka książek, w których
wyeksploatowałem życiorys, popatrzyłem na kolegów chodzących w trójkącie, dom, kawiarnia, redakcja. Wiedziałem, że dla zawodowca to jest koniec. To grozi bardzo wielu pisarzom. Świetnie się zapowioda, napisze dwie, trzy książki, a potem już żyje w kręgu towarzystkich układów, układzików. Jaśli wtedy nie ma dość siły, by z tym zerwać, dopisać sobie nową biogrofię, jest skończony.


       Uważałem, że są dwa ciekawe regiony – Podhale i Mazury. Weźmy Kasprowicza. Przybył gdzieś z Kujaw i Podhale go zauroczyło. Mazury też sa w stanie dać to pisarzowi przez fakt, że napotyka się tu ciekawe losy ludzi, historie tych ziem. Wielu pisarzy zafascynowanych było Mazurami –  Putrament, Newerly, Gałczyński. Dzisiaj młodzież  poznaje Gałczyńskiego przez łeśniczówkę Pranie, Czeszko, Bratny czy Rymkiewicz tutaj znajdowali tereny podobne troszeczkę do Wileńszczyzny. Moim zdaniem wielu pisarzy może eksploatować ten teren i dla każdego starczy tematów i jeden drugiemu nie będzie przeszkadzał. Właścicieł tego domu, dorobiwszy się na świniach, kupił sobie dom pod Łodzią. Ja z Łodzi przyjechałem tutaj. Zamieniliśmy się niejako miejscami. Byłem pierwszym, który za dom zapłacił. Wszyscy się dziwili, bo dostawali tu domy za darmo. Wahałem się, czy zasadzić sad wisniowy. To był okres Gomułki, Kliszki. Straszono nas rewizjonistami. Jak już tu zamieszkałem, miałem z Kliszką rozmowę. Spytałem: czemu tak straszycie ludzi tym niemieckim odwetem?
Oni przez to nie sadzą drzew, nie remontują domów. Dlaczego nie powiecie, że trzeba bytoby trzeciej wojny, by się zmieniły granice. A i tak wszyscy w niej zginą…

        Owszem, przyjeżdżają tu Niemcy, są zaprzyjaźnieni z mieszkańcami, mają tu swoje groby, którymi opiekują się Polacy. Nikt nikomu nie grozi. Widzą, że tu jest bieda. Tam mają lepsze gospodarstwa i nie mogą zrozumieć nostalgii ojców. Na próżno szukałem Niemca,
który by groził Polakowi za to, że mieszka w jego domu. Podobnie jest z tymi, którzy chcą jechać do Wilna czy do Lwowa.

* * *

          Elżbieta Blonkowska mówi, że wsi Nienacki jest obojętny tak jak ona sama. Ludzie żyją tu swoim życiem i z nauczycielem trzymają nikły kontakt, dopóki dziecko jest w tej szkole. A ponieważ to czteroklasówka, dzieciaki szybko wyfruwają w świat i rodziców już nie obchodzi pani nauczycielka. Elżbieta Blonkowska uważa też, że wieś nie zna „Skiroławek”, bo rzadko tu ktoś sięga po książkę. O burzy przez tę powieść wywołanej ludzie dowiedzieli się przez naczelnika poczty, który przegląda prasę. Ale ta burza ominęła jakoś Jerzwałd z dala.
– Oni po prostu nie uświadamiają sobie, że ich sąsiadem jest ktoś tak sławny. Cenią pana Nienackiego, bo widać, że dobrze mu się powodzi, a to dla mieszkańców przemawia najdosadniej.

* * *

         …Przyjechałem tutaj i zastałem chałupę zdewastowaną. Wziąłem pożyczkę. Oborę zamieniłem na stodołę, naprawiłem dach, teren ogrodziłem i bardzo powoli, jednocześnie pracując, wszystko urządziłem. Te meble zrobiłem sam. A w ogóle mam skromne wymagania. To co tu jest, wystarcza mi. Pani spojrzy przez okno. Widzi pani. Cicho, pusto, monotonnie. Można ten krajobraz zaludnić postaciami. Dla pisarza takie otoczenie jest najcenniejsze. Nic nie rozprasza.
 

    …Jestem pisarzem zawodowym i z tym się wiążą pewne konsekwencje. Mianowicie nie można liczyć na łut szczęścia. My w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do pisarzy niedzielnych, którzy mają posadę w redakcji i mogą sobie napisać od czasu do czasu książkę, bez obawy czy się rozejdzie czy nie. Pisarz taki jak ja wie, że z pisania musi żyć. Ponieważ zawsze pisałem młodzieżowe powieści, tutaj też zająłem się literaturą młodzieżową.
Rozumiałem, że nie wejdę na rynek, kiedy panuje na nim pani Ożogowska, pan Niziurski, pan Bahdaj. To byli pisarze renomowani. Przeczytałem te książki i stwierdziłem, że oni je piszą dla czytelnika, który nieco odbiega od ich wyobrażeń, że piszą o swoich dzieciach, które już wyrosły. Otóż ja zauważyłem, że gdy ktoś opisuje w powieści dla młodzieży jacht, to nie wystarczy powiedzieć: wypłynął na jezioro jacht. Dla młodzieży trzeba napisać, że wypłynęła „Omega”, że miała 15 metrów, 7 metrów żagla. Muszą być jakieś realia. Moje książki sa więc pełne realizmu, a najbardziej nawet nieprowdopodobne historie opieram na  autentycznych wydarzeniach. Bohater jest fikcyjny, ale wydarzenia – nie. Wydaje mi się, iż siłą moich książek młodzieżowych, które tu pisałem przez 10 lat w zupełnym odosobnieniu, była właśnie autentyczność. Powstawały drużyny harcerskie szukające śladów moich bohaterów. Rosły nakłady, rosła popularność. Między innymi dzięki przyjazdowi tutaj mogłem napisać „Samochodziki” i potem książki dla dorosłych. lnaczej się patrzy na literaturę z punktu widzenia człowieka, który przyjeżdża tutaj na wakacje niż obserwując turystów, ludność miejscową, mieszkając tu nad jeziorem.

* * *

       Sołtys Kazimierz Paluch mieszka w Jerzwałdzie wiele lat, od 1953. Przywędrował tu z Lubelskiego.
       – U nas większość skądś przywędrowała: z Radomia, Łodzi, Częstochowy. Osiedlili się tu i nie ma już dla nich ratunku. Wrośli w te strony, zapuścili korzenie. Czy są tacy jak w „Skiroławkach”? I tak, i nie. Ludzie mówią, że to plotkarska książka, Pan Nienacki to
usłyszał, tamto zapamiętał… Niektórzy to mieli do niego pretensje, ale już przyschło. Tak na co dzień to uczynny człowiek. Podwoził kogoś do lekarza. Nic nie mam do niego. A jak ta powieść wyszła, to tacy różni tu przyjeżdżali – Z Łodzi, z Gdańska – pytali gdzie mieszka. Stąd myślę, że jest sławny w kraju, ale tu niczym się nie wyróżnia. To skromny człowiek. Ja „Sikołowek” nie czytałem, bo nie lubię o takich rzeczach czytać, ale opowiadali mi  o czym to jest. I tak sobie myślę, że wieś powinna być dumna, że została po wsze czasy uwieczniona. Czy ktoś by słuszał o Jerzwałdzie?

* * *

        …Powoli dojrzewałem do „Uwodziciela”. Ze zdumieniem stwierdziłem, że wychowało się na mnie pokolenie, którego byłem ukochanym pisarzem i zaczęli mnie odwiedzać dorośli już ludzie ze swoimi dorosłymi problemami. Przekonałem się, że na te ich dorosłe problemy warto odpowiedzieć. W „Uwodzicielu” rozprawiłem się z pewnym poglądem na literaturę, na człowieka. Stworzyłem sobie program literacki, który odpowiadał temu młodemu pokoleniu i starałem się towarzyszyć swoim niedawnym młodym czytelnikom już w ich dorosłym świecie. Dopiero potem napisałem „Skiroławki” i zupełnie nie spodziewałem się burzy jaką ta książka wywoła.

        To trochę moja wina, bo żyjąc wśród książek medycznych, psychiatrycznych i będąc pisarzem zawodowym chciałem jak najwięcej dowiedzieć się o człowieku. By móc o nim pisać nie wystarczy tylko intuicja literacka. Mam syna lekarza. Zobaczyłem, że kiedy weźmie książkę to się śmieje. Tak wydaję mu sie nieprawdziwa. Zapytał mnie – tato, jak sądzisz, dlaczego Anna Karenina rzuciła się pod pociąg?  No jak to – straciła kochanka, dziecko, nie chciała żyć. Ależ tato, gdyby tak wszystkie kobiety, które straciły kochanków, kończyły samobójstwem, nie byłoby połowy pań wśród żyjących. Ona po prostu przez dłuższy czas zażywała opium i w momencie samobójstwa była w typowym głodzie narkotycznym, Tołstoj opisał jakąś z pewnością prawdziwą kobietę nie zdając sobie sprawy z jej uzależnienia.
Tak lekarze patrzą na literaturę. Dlatego wyszedłem z założenia, że to biologizm determinuje działania ludzkie i taka jest ta moja książka. Okazało się, że czytelnik jest za mną. Dostałem ponad 400 listów.  Okazało się, że polski czytelnik przeszedł rewolucję obyczajową, czego nasi publicyści zajęci kryzysem, „Solidarnością” i stanem wojennym zwyczajnie nie zauważyli. Do mnie  na przykład przychodzą ludzie ze wsi. Jeden gospodarz mówi: moja córeczka zaszła w ciążę z pijakiem. Nie chcę, żeby go brała do domu. Dzieciaka mogę wychować, a pijaka dla córki nie chcę. Kiedyś było to nie do pomyślenia.

* * *

         “Szanowny Panie! Dziękuję, że napisał pan taką książkę, jak “Raz w roku w Skiroławkach”. Gdyby pan tego nie zrobił, ja musiałabym ją napisać. Po prostu napisał pan moją książke. Moje życie wygląda właśnie tak, jak w tej powieści. I ludzie z mojego otoczenia są tacy sami – leśniczy, ksiądz. Nawet nie wie pan, jak jestem panu wdzięczna”.

        „Skiroławki są cudowną książką, napisaną pięknym językiem. Byłem przekonany o upadku współczesnej literatury polskiej, a pan to moje przeświadczenie zburzył. I bardzo dobrze. Nie wiem, dlaczego krytycy mają panu za złe tę książkę. Jest mądra, dobra i mówi wiele o człowieku. Przeczytałem ją jednym tchem”.

* * *

         Helena Rybaczuk – bibliotekarka ma 190 czytelników. Na 700 mieszkońców Jerzwałdu to sporo. Przeważnie z biblioteki korzysta młodzież, ale zapisują się i starsi. A już zwłaszcza po wydaniu „Skiroławek”.
        

        – Mam dwa egzemplarze tej książki i prawie nigdy nie ma jej w bibliotece. Chociaż minęło kilka lat od jej wydrukowania, ciągle jest w czytaniu i ciągle nowi przychodzą pytając o nią. Jest już tak sczytana, że trzeba było ją podkleić. A teraz to każdy pyta o „Wielki las”, ale tego jeszcze nie mam. Ludzie znajdują siebie, śmieją się. Ja niestety siebie nie znalazłam. Myślę, że w głębi duszy pochlebia im, że zostali odmalowani. Trudno mi powiedzieć czy to dobra książka. Młodzieży jej nie wypożyczam, na wszelki wypadek. Ale najważniejsze, że się ją dobrze czyta. Myślę, że nie jest źle, że pan Nienacki ją napisał.

* * *


      …Główną zaletą mieszkania tutaj jest odmitologizowanie rzeczywistości. Każde słowo, które usłyszę np. w telewizji, mogę skonfrontować z życiem. Taka weryfikacja jest potrzebna  i w literaturze. Oni mówią, że wieś jest taka, a ja wiem, że wszystko wygląda inaczej. Do pisania potrzebna jest wielka wiedza o życiu, o ludziach. Pisarz nie może pisać tylko dla siebie. Tych zza biurka razi przede wszystkim moja koncepcja człowieka jako istoty biologiczno-społecznej. U nas nigdy nie zerwano z socrealizmem tak naprawdę. I choć do tego się nikt nie przyzna, cała nasza literatura współczesna jest właściwie socrealistyczna. Tymczasem dla mnie człowiek to istota nie społeczna ale biołogiczna. Nie. można
tłumaczyć działań człowieka tylko wartościami klasowymi, np. wiejskim pochodzeniem. Dlaczego bohater Pietruszka w „Kamień na kamieniu” się nie ożenił? Na wsi na
ogół ludzie się żenią, nie normalne jest pozostawanie w stanie wolnym. Skoro się nie ożenił, znaczy – ma jakieś bariery seksualne. Albo czy pamięta pani taką scenę, kiedy kąpią się nagie dziewczęta, a mężczyzna je podgląda? To nieprawdopodobne. W „Skiroławkach” kiedy kobiety piły wódkę, żaden mężczyzna nie odważyłby się wejść między nie. Rozbestwione byłyby zdołne do strasznej zbiorowej reakcji. Nagie kąpiące się dziewczęta po prostu wciągnęłyby chłopaka do wody, podtopiłyby go. zrobiły licho wie co, bo tu działa psychologia tłumu.

       Byłem na spotkaniu autorskim w Ostródzie. Wstał czytelnik i mówi: co się będziemy wzajemnie okłamywać – co jest w pańskiej książce takiego, czego by dorosły mężczyzna i kobieta nie wiedzieli. Pytam – co jest takiego w mojej książce?

* * *

           Mieszkanka Jerzwałdu – rolniczka S. (pani nie pisze nazwiska) – Czytałam “Skiroławki”, a jakże. Wie pani, to książka prosto z życia. Trochę świńska, ale przecież takie rzeczy się dzieją. Nie powiem, że u nas, ale w ogóle to tak. Tylko zeby to aż opisywać?

* * *

      … Nie powiedziałem jeszcze najważniejszego. Nikt nie dopatrzył sie w “Skiroławkach” dialogu z Grassem czy Kirstem. Czyżby krytycy byli aż tak niedouczeni? Przecież pomysł tej książki zrodził się  we mnie po przeczytaniu tamtych pisarzy, pochodzących z tych stron, opisujących Mazury w specyficzny sposób. Jak wygląda Mazur w “Pam Bóg zasnął na Mazurach” Kirsta? Zapijaczony, ciemny typ. Uznałem, że czas wypełnić tę lukę, nie płaczliwie czy nostalgicznie, ale dosadnie, krwisto. I stąd mój język, stąd nawet tytuły rozdziałów. Przecież to zupełnie inna konwencja, niż w dotychczasowej literaturze. Kłobuk. Nie ma go w innych Stronach Polski. Uważam, że tak samo jak istnieje kultura południa, jest i kultura północy, którą starałem się przedstawić.

     – Moją książkę pisze właściwie pięciu, sześciu ludzi. Mówię na przykład co chcę wiedzieć o danym okresie czy o danym zabytku i oni zbierają dla mnie informacje. Do każdej książki bardzo starannie sie przygotowuję. Zresztą tematy u nas leżą dosłownie na ulicy. Chociażby okres Polski przed chrześcijańskiej w ogóle prawie nie ruszony. Jeszcze nie skończyłem mojej najnowszej książki “Dagome iudex”, a już rzuciło się na nią kilka pism. To kraj tak spragniony książek jak żaden inny a jednocześnie ogromne miliardy są w książkach zamrożone.

       “Jerzwałd to wieś zadziwiających kontrastów, gdzie autentyczna bieda i prymitywizm żyją obok luksusu materialnego. Obraz tej wioski w żaden sposób nie przylega do literackiej wizji wiosek na ziemiach północnych zasiedlonych przez Polaków w okresie powojennym – mam tu na myśli utwory Paukszty czy Panasa. Żałować należy, że analizą podobnych społeczności nie zajęli się jak dotąd socjologowie” – napisała Elżbieta Blonkowska we wstępie do swojej wyżej cytowanej pracy.

       To wieś gdzie gmina wraz z kościołem budują wspólnie dom kultury. To wieś gdzie w starej żwirowni znaleziono kiedyś zwłoki czternastoletniej dziewczynki, a zamordował ją najpewniej ktoś miejscowy. I wydarzenie to stało się pretekstem do napisania “Raz w roku w Skiroławkach”, bowiem Zbigniew Nienacki nie tworzy w oderwaniu od życia, ale współgrając z nim. I choć może sie do tego głośno nie przyznaje, ale  zarówno on dla tych ludzi jest kimś niezwykłym, tak i oni dla niego…

Krystyna Pytlakowska

Tygodnik “Panorama” Nr 50 (1742) 13 XII 1987 R str. 15-18


Ten post ma 3 komentarzy

  1. Kustosz

    Fajne znalezisko Mirku.

    Artykuł jest z grudnia 1987 roku czyli minęły prawie cztery lata od pojawienia się „Skiroławek” na rynku. Taka perspektywa pozwala na złapanie dystansu i uspokojenie nastrojów, być może dlatego komentarze mieszkańców Jerzwałdu są spokojne, wywarzone a nawet widać w nich dumę, że ich wioska i oni sami stali się pierwowzorem świata przedstawionego w powieści.

    Nienacki w zasadzie nie mówi niczego nowego. Powtarza swoje dyżurne tezy, które można znaleźć w wielu wywiadach i wypowiedziach. Ale zaciekawiła mnie jedna rzecz. Nienacki wyznaje: „Moją książkę pisze właściwie pięciu, sześciu ludzi. Mówię na przykład co chcę wiedzieć o danym okresie czy o danym zabytku i oni zbierają dla mnie informacje. Do każdej książki bardzo starannie się. przygotowuję.” To dla mnie ciekawostka, rzucająca nowe światło na warsztat Nienackiego. Kim byli ci tajemniczy researcherzy Nienackiego? Jednym był pewnie syn, który dostarczał wiedzy medycznej. A reszta?

  2. Mirek Mastalerz

    Nie sądzę Kustoszu, żeby pisarz wynajmował ludzi do zbierania informacji na temat planowanej przez siebie nowej książki. Raczej wykorzystywał opowiedziane mu przez swoich znajomych historie, przeważnie oparte na faktach. To tych, swoich znajomych mógł mieć na myśli pisząc o tym, że 5-6 osób pracuje nad jego książkami.

    Dla mnie ważną treścią tego artykułu są wypowiedzi mieszkańców w tym wypowiedź jerzwałdzkiej nauczycielki (w klasie 2-4 nawet mojej wychowawczyni) Elżbiety Doroty Blonkowskiej i informacja o jej pracy magisterskiej, którego tematem był Jerzwałd. Muszę ją o tę pracę zapytać przy najbliższym spotkaniu. Pani Blonkowska dużo dobrego zrobiła dla Jerzwałdu. Dzięki jej staraniom, będąc sołtysem wsi sprawiła, ze Jerzwałd stał się ładniejszy.

  3. Kustosz

    Jasne, że nikogo nie wynajmował. Ale od kogoś te informacje zbierał i udział tych osób w procesie tworzenia musiał uważać za ważny. Pamiętasz na pewno notatki na temat zamków nad Loarą, przechowywane w Muzeum Warmii i Mazur, które ktoś dla Nienackiego przygotował.

    Nie wiedziałem, że pani Błonkowska (jak rozumiem pierwowzór Halinki Turlej ze „Skiroławek”) była sołtysem w Jerzwałdzie.

Dodaj komentarz